9 stycznia 2015

Rozdział czwarty

Wzdycham. - Myślę, że masz rację.

Zamierzam spędzać czas z facetem, którego poznałam jakieś 30 minut temu w autobusie. Ja i kompletny nieznajomy, o którym wiem tyle co nic, razem próbujący obalić Prawo Posiadania. Nabieram wątpliwości.

- Wiem - mówi, ponownie poprawiając swoją czapkę.

- Ale jak? - pytam, zsuwając gumkę ze swoich włosów. Odgarniam niesforne pasma do tyłu i z powrotem wiążę je razem.

- Co masz na myśli, pytając jak? - pyta z irytacją w głosie.

Moje oczy rozszerzają się, a następnie przecieram je, wyrażając tym moje własne poirytowanie. - Nie sądzę jednak, że dwójka ludzi, próbująca to wszystko zatrzymać coś osiągnie.

- Przedyskutujemy to jutro. Muszę lecieć - mówi, przechodząc obok mnie.

Wywracam oczami i jak zwykle muszę do niego podbiec, by go dogonić. - Jak?

Spogląda na mnie w dół, unosząc jedną brew. - Spotkamy się i porozmawiamy o tym?

- Nie jeśli zamierzasz być taki denerwujący przy każdej odpowiedzi - krzyżuję swoje ramiona.

- Spójrz - zaczyna, zatrzymując się, więc robię to samo. - Nie myśl sobie, że to całe kumplowanie się jest tylko dlatego, że chcę ci pomóc. Nie zamierzam tego robić wyłącznie dla twojej korzyści; robię to dla siebie. Więc, jeśli zechciałabyś przestać pytać mnie o najmniejszy szczegół i zwyczajnie dała sobie z tym spokój, byłoby znacznie prościej - mówi opryskliwie.

- W takim razie, jeśli to wyłącznie doprowadzi do twojej korzyści, nie powinnam się zgadzać - odpieram.

Harry wywraca oczami i oblizuje swoje usta. - Myślę, że jeśli to prawo zostanie obalone to również z korzyścią dla ciebie.

- Ale ja nie chcę ci pomagać. Znajdź sobie inną dziewczynę, w końcu wszystkie jesteśmy równie wkurzające, prawda?

- Cholera, proszę cię. Możemy po prostu omówić to jutro? Jestem już spóźniony - mówi dość głośno.

- Gdzie? - pytam kiedy oboje zaczynamy iść. Mówiąc iść mam na myśli Harrego prawie biegnącego i mnie doganiającą go.

- Nie słyszałaś co mówiłem? - mamrocze pod nosem, nie utrzymując ze mną kontaktu wzrokowego.

- Dobra, skończyłam - wywracam oczami.

- Czego nie rozumiesz w "przedyskutujemy wszystko jutro"? - labiedzi głośno. Wygląda jakby miał wybuchnąć w każdej sekundzie.

Szczerze mówiąc, mam z tego ubaw. Tak łatwo go zirytować, a poirytowani chłopcy są zabawni.

- W porządku. Cokolwiek tylko powiesz, panie - odpowiadam sarkastycznie i mogę zauważyć jak zaciska swoją szczękę.

Po prostu się śmieję.

- Co cię tak bawi? - pyta, otwierając drzwi. Myślę, że otwiera je dla mnie, a on natomiast wpycha się przede mnie, nawet mi ich nie przytrzymując. Co za dżentelmen.

Otwieram sobie drzwi i zmierzam za nim. - Ty.

- Dlaczego? Co takiego do cholery uważasz za zabawne?

- To jak łatwo się wkurzasz - odpowiadam, kiedy oboje wchodzimy do autobusu

Mnie również można łatwo zirytować. Nawet najmniejsza rzecz potrafi doprowadzić mnie do szaleństwa, ale umiem opanować swój temperament. Chłopcy, z drugiej strony, nie wiedzą co to kontrolowanie gniewu.

To jest rzecz, której nienawidzę jeśli chodzi o facetów. Nie wiedzą jak zachowywać się, jak na mężczyznę przystało. Od czasu wprowadzenia prawa zyskali nowe światło na pojęcie własności i kontrolowanie. Myślą, że to, że jesteśmy inną płcią znaczy, że posiadają zdolność do traktowania nas jak zwykłe gówno i niewolnice.

Pragnę swojej wolności. Nie chcę słuchać się jakiegoś głupiego faceta do końca mojego życia. Nie chcę być zmuszana do bycia z kimś. Nie chcę być zmuszana do robienia czegokolwiek.

Najgłupsza rzecz dotycząca prawa? Nie możemy brać ślubu . Nigdy nie doświadczę urwania głowy związanego z wszystkimi przygotowaniami, kupnem odpowiedniej sukni ślubnej, w której nie przejdę się w stronę ołtarza. Ale to nie tak, że chcę wyjść za mąż.

Zajmujemy miejsca naprzeciw siebie, ponieważ nie chcę siedzieć obok niego. Nie pamiętam nawet, czy skomentował moje spostrzeżenie.

Myślę, że jeśli naprawdę chcę mojej pomocy to będzie w stanie mnie znaleźć. Ja go nie potrzebuję, a jeśli on potrzebuje mnie tak bardzo jak twierdzi, po prostu do mnie przyjdzie. Skończyłam. Myślałam, że skoro chcę obwalić to prawo to nie może być aż taki zły, ale teraz wiem, że jest taki jak każdy inny.

Spoglądam przez okno na wszystkie pary na zewnątrz. Niektóre z dziewcząt wyglądają na naprawdę szczęśliwe, a niektóre są zaniepokojone, ale moją szczególną uwagę przykuwa jedna z nich. Jest bardzo młoda i idzie upokorzona przy znacznie starszym mężczyźnie. W jej oczach widać strach. Coś co widziałam w oczach mojej siostry przed wkroczeniem w ten wiek.

Nagle czuję złość. Złość spowodowaną niewinną dziewczynką, która będzie musiała spędzić resztę swojego życia z tym obrzydliwym facetem. Kto wie jakie okropne rzeczy ma zamiar jej robić?

Pojazd rusza, a ja staję na nogi, krzycząc. - Zatrzymać autobus!

Wszyscy milkną, a autobus staje w miejscu. Biegnę na jego przód, domagając się, by kierowca otworzył mi drzwi. Kobieta otwiera je, wypuszczając mnie.

Kiedy moje nogi dotykają gruntu, spanikowana rozglądam się dookoła w poszukiwaniu małej dziewczynki. Gdy mój wzrok spotyka się z drzwiami do siedziby Rządu, oni właśnie przechodzą przez ich próg, więc biegnę w ich kierunku.

Wpadam do środka i widzę jak znikają za zakrętem. Przepycham się między ludźmi, mamrocząc ciche przeprosiny. Omijam zakręt i zauważam ich zamykających kolejkę. Podbiegam do dziewczynki i chwytam jej nadgarstek, a ona krzyczy z bólu i patrzy w moje źrenice. W jej oczach nie zauważam nic prócz strachu. Zabija mnie ten widok oraz świadomość, że jest więcej takich dziewczyn, które muszą przez to przechodzić i nikt im nie pomaga.

- Co ty wyprawiasz? - mężczyzna staje przede mną.

Chowam ją za swoimi plecami, nie mając nawet pojęcia kim jest. Czuję jak drży ze strachu.

- Chronię tę małą dziewczynkę - mówię, wystawiając dłoń do przodu w rodzaju obrony.

- Właśnie ją wybrałem - śmieje się sucho, podchodząc do mnie. Robię krok do tyłu.

- Dlaczego wybierasz dziewczynę dwa razy młodszą od siebie?

- Dlaczego cię to obchodzi? - pyta, robiąc kolejny krok w moją stronę.

- Bo która dziewczynka chciałaby przechodzić przez życie z dwa razy starszym mężczyzną? Kto wie jakie paskudne rzeczy masz zamiar jej robić?

- To nie jest twój zasrany biznes. Masz mi ją oddać.

- Nie - znowu cię cofam.

Nagle wściekły mężczyzna łapie mnie za ramiona i pcha w dół z całej swojej siły. Słyszę płacz dziewczynki, zapewne spowodowany strachem. Upadam z tęgim łomotem. Moje łokcie lądują na ziemi, chroniąc moją moją głowę przed uderzeniem w ziemię.

Mężczyzna śmieje się, chwytając dziewczynę za rękę i szarpiąc ją. Cała się trzęsie, a jej dolna warga drży.

Biorę głęboki oddech i staję na nogi. - Proszę, po prostu wybierz inną kobietę w swoim cholernym wieku!

Popycham go z całej siły, sprawiając, że zatacza się do tyłu i chwytam dziewczynkę. Mężczyzna odzyskuje równowagę i podnosi w górę rękę, a ja zasłaniam swoją twarz, czekając na cios, który nie nadchodzi. Powoli podnoszę wzrok i zauważam chłopaka, który próbuje uspokoić tamtego mężczyznę.

- To jest dziewczyna, którą kurwa wybrałem, a ty nie możesz mi tego zabronić!

- To pana nie upoważnia do do bicia kobiety - mówi, wciąż próbując go okiełznać. Stoi do mnie tyłem, ale wciąż mogę zauważyć jego blond włosy, a także to, że ma na sobie koszulkę z długim rękawem oraz jasne, obcisłe dżinsy.

- Będę bił kogo mi się do cholery podoba, a ty nie będziesz mi mówił co mam robić - odpowiada, odpychając chłopaka od siebie.

Patrzę w dół na dziewczynkę. Cała się trzęsie. Nawet nie wiem kiedy owinęła swoje szczupłe ramiona wokół mojej talii. Kucam przed nią i kładę na nich swoje dłonie, po czym kieruje je do jej włosów, delikatnie przez nie przejeżdżając.

- Jak masz na imię, skarbie?

- R-Rose - mówi ledwie słyszalnie.

- Hej, Rose, ja jestem Jo - uśmiecham się do niej, a ona przytakuje. - Nie puszczę cię nigdzie z tym mężczyzną.

- Obiecujesz? - pyta z wielką nadzieją.

- Obiecuję - obracam się, by zobaczyć jak mężczyzna biegnie na przód kolejki. Chłopak, który wcześniej go uspokajał podchodzi do mnie.

- To było niezwykle bohaterskie z twojej strony. Ta akcja z tym mężczyzną i w ogóle - mówi, uśmiechając się. - Jestem Niall.

Wyciąga do mnie swoją rękę, a ja posyłam mu uśmiech, ściskając ją. - Jo.

- Jest tu twoja bratnia dusza? - patrzy ponad moje ramię.

- Nie, nie ma go tu. Dlaczego tu jesteś? Gdzie jest twoja połówka?

Śmieje się. - Mojej też tu nie ma. Przychodzę tutaj odkąd mój brat dostał tu robotę - wzrusza ramionami.

- Interesuje cię to, że tu pracuje? - pytam, kładąc dłoń na ramieniu Rose, by nieco ją uspokoić.

- Właściwie to nie-

- Tam! - krzyczy mężczyzna, wskazując palcem na mnie i dziewczynkę.

Tutejsi pracownicy zaczynają zmierzać w naszym kierunku, więc chwytam Rose za rękę i rozpoczynam bieg. Nie mogę dopuścić do tego, by coś jej się stało.

- Niech je ktoś zatrzyma! - krzyczą za nami. Przyśpieszam i praktycznie ciągnę dziewczynkę za sobą, gdyż jej tempo jest o wiele wolniejsze niż moje.

Dobiegam do drzwi i wtedy ktoś chwyta za moje włosy, szarpiąc je, na co głośno skomlę aż w końcu napotykam przed sobą Johna.

- Nieładnie, Joey - mówi z dezaprobatą, ciągnąc mnie do tyłu.

- Wypuść ją - mówię mu prosto w twarz.

Posyła mi lekki uśmiech i chichocze. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że nic z tego nie ulegnie zmianie?

- Dlaczego nie rozumiesz, że to wszystko to jedna wielka pomyłka?! - celowo spluwam na jego twarz.

John zamyka oczy i wyciera moją ślinę. To pewne, że go wkurzyłam, ale jakoś mnie to nie obchodzi.

Zabierz ją do karnego pokoju - mówi, popychając mnie w stronę jednego z pracowników, którego imienia wciąż nie znam.

- Stop! - krzyczę kiedy zabierają mnie od Rose.

Ostatnia rzecz, którą widzę zanim wszystko chowa się za zakrętem to Rose ogarnięta przez dreszcze oraz uśmiechający się John, który ciągnie ją do przodu.

- Wypuść mnie! - szamoczę się, próbując uwolnić od tych głupich pracowników, ale są dla mnie zbyt silni. Wpychają mnie do wcześniej wspomnianego pomieszczenia jakbym była zwykłym workiem śmieci. Stoi tam TJ, potrząsający swoją głową.

- Joey, ile jeszcze razy będziesz to robić?

- Dopóki nie osiągnę tego o co walczę - odpowiadam, podnosząc się.

Śmieje się. - Znasz zasady.

Wywracam oczami, ściągając swoją koszulkę. Podchodzę do znajomego mi słupa i upadam przed nim na kolana, a TJ związuje razem liną moje nadgarstki, której koniec, następnie owiją wokół kolumny. Zaciskam szczękę, czekając na pierwsze uderzenie, które przychodzi zbyt wolno. TJ dobrze wie, że jestem niecierpliwa. Podskakuję i przygryzam swój policzek, kiedy nadchodzi pierwsza chłosta, która rozcina skórę na moich plecach.

Bicz uderza we mnie dziesięć razy. Dziesięć powolnych razy.

Rany okropnie pieką, ale nic nie boli bardziej od świadomości, że to prawo nigdy nie zostanie obalone.

- Skończyłem - mówi, rozwiązując mnie. Moje nadgarstki, podobnie jak plecy również są nieco posiniaczone od zbyt mocnych węzłów. - Co przeskrobałaś tym razem, moja droga?

- Zamknij się - mówię, wstając, na co otrzymuję kolejne uderzenie, ale tym razem to ręka, nie bicz spotyka się z moją twarzą.

Przygryzam wnętrze swojego policzka i odgarniam do tyłu kosmyki włosów, które wyleciały z mojego kucyka.

- Spróbujmy jeszcze raz - na jego usta wskakuje cwaniacki uśmieszek. - Co przeskrobałaś tym razem, moja droga?

- Próbowałam uratować małą dziewczynkę przed staniem się bratnią duszą o wiele starszego od niej mężczyzny - mamroczę, na co on kiwa głową.

- W porządku, możesz już iść - mówi, kierując się do swojego biurka.

Zanim wychodzę, wystawiam swój środkowy palec w stronę jego pleców.

Wracam na swoje wcześniejsze miejsce i zauważam Rose z tym mężczyzną, stojących na początku kolejki. Moje serce pęka kiedy kierują się, by wpisać swoje nazwiska do księgi i dostać tatuaż.

Szarpię za swoje włosy i udaję się do wyjścia. Wydaję z siebie cichy krzyk, otwierając główne drzwi. Podążam do jednego z autobusów, wchodzę do niego, po czym siadam na końcu przy oknie.

Czekam chwilę zanim udajemy się do mojej okolicy i praktycznie wybiegam z autobusu kiedy zatrzymujemy się na przystanku.

Mój telefon wibruje, sygnalizując sms od Liama:

"Wracaj natychmiast."

Jęczę z irytacją i odpisuję mu:

"Muszę iść z mamą i siostrą na obiad. Mogę przyjść jutro?"

Liam jest głupi i zgodzi się na wszystko. Jest zbyt wielkim mięczakiem, szczerze mówiąc.

Wchodzę do domu i pędzę do swojego pokoju. Nie mogę pozwolić, by łzy wypłynęły z moich oczu, wypłynęły w miejscu publicznym.

Nigdy nie dopuściłam do tego, by ktokolwiek zobaczył jak płaczę, oprócz moich rodziców i siostry. Nie chcę, by ktoś oglądał mnie w takim stanie. To pokazuje jak słaby jesteś, a to ostatnia rzecz jaką chcę, by we mnie widzieli.

Biegnę do swojego pokoju, a łzy ciekną po moich policzkach i praktycznie szlocham. Rzucam się na swoje łóżko, wciskając twarz w poduszki i z trudem łapiąc powietrze.

W pomieszczeniu rozlega się dźwięk kroków, powoli zmierzających do mojego łóżka. Czuję rękę na swoich plecach i jęczę z bólu. Ręka szybko znika i odwracam się, by ujrzeć swoją siostrę.

- Jest dobrze - szepcze, ciągnąc mnie do uścisku.

Płaczę w jej ramię, a ona delikatnie pociera moje plecy, wiedząc, że pojawiły się na nich nowe rany.

- Nie jest dobrze, Sam. Próbowałam ją ochronić, ale nie mogłam - mówię cicho przez łzy.

- Kogo? - pyta.

- Rose. Małą dziewczynkę, która nie mogła nic zrobić z tym, że została wybrana przez dwa razy starszego faceta.

- Jest dobrze, Jo. I będzie jeszcze lepiej - mówi delikatnie.

- Obie wiemy, że to nie prawda - odpowiadam ledwie słyszalnie, wylewając więcej łez.

❀❀❀

Rozdział z dedykacją dla @usmiechmis, bo chyba jako jedyna na niego czekała. Zachęcam do komentowania i obiecuję, że następny pojawi się szybciej. 

Jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach, piszcie w komentarzu lub na moim twitterze.

4 komentarze

  1. I kolejny genialny rozdział. Czekam na następny z niecierpliwością. Uwielbiam. x @blueberryloveme

    OdpowiedzUsuń
  2. muszę przyznać, że mnie zainteresowałaś. piszesz bardzo fajnie, żałuje, że wcześniej nie wypatrzyłam twojego bloga, jest naprawdę dobry, czekam nn. Zapraszam do siebie http://tlumaczenielaced.blogspot.com/ x //@zenmy_malik

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg rozdział dla mnie czuje się jak gwiazda hahaha aw kochana
    Jeju pojawił się niall *-* w sumie to biedny liam :(:(
    czekam na następny i życzę weny kochanie :*

    OdpowiedzUsuń