18 stycznia 2015

Rozdział piąty

Budzę się następnego ranka bez konkretnych planów na resztę dnia. Muszę jedynie udać się do Liama, bo powiedział, że mamy zjeść razem śniadanie.

Zsuwam nogi z łóżka i stawiam je na ziemi, wstając. Pocieram swoje oczy i idę w kierunku szafy, by wyciągnąć z niej sweter i parę legginsów. 

Następnie kieruję się w stronę łazienki, tam związuję swoje włosy w kucyk i sięgam po maskarę. Nie lubię się zbytnio malować, ale codziennie używam tuszu, by podnieść odrobinę moje rzęsy. Niby to nic, ale pomaga mi wyglądać na bardziej wypoczętą.

Wychodząc z łazienki, kieruję się do kuchni, gdzie zastaję mamę i siostrę, spożywające swoje śniadanie.

- Jak się czujesz, Josie? - pyta mama, kiedy mnie zauważa.

- W porządku. Leki pomogły - odpowiadam, podchodząc do niej, żeby ją uścisnąć. - Wychodzę teraz do Liama.

Przytulam również Sam, a ona odpycha mnie żartobliwie.

- Widzimy się później - mówię, kierując się do wyjścia.

Gdy tylko przekraczam próg drzwi, zimne powietrze uderza w moje ciało. Włosy zakrywają jedną stronę mojej twarzy, ale nie przeszkadza mi to. Idę wzdłuż chodnika, kierując się prosto do domu Liama. Podróż zwykle zajmuje mi około pięciu minut.

Dzisiaj spoglądam na każdego kogo mijam i zauważam, że nikt z nich nie odważa się na mnie spojrzeć. Nawet faceci. Zachowują się jakby mnie tu wcale nie było, ale nie przejmuję się tym.

Spacer wydaje się trwać wieczność, ponieważ zmierzam do miejsca, w którym wcale nie chcę się znaleźć, jednak wkrótce tam docieram i od razu pukam do drzwi, ponieważ im szybciej się tu znajdę, tym szybciej Liam zabierze mnie na śniadanie.

Chłopak otwiera drzwi, a uśmiech od razu rozświetla jego twarz, a następnie pochyla się, by mnie pocałować. Odwzajemniam pocałunek, ale moje oczy pozostają otwarte podczas, gdy on zamyka swoje. Nie chcę wkładać żadnej pasji w pocałunek z facetem, wobec którego nic nie czuję.

Liam odsuwa się ode mnie, otwierając swoje oczy i ten sam głupi uśmiech znowu przykleja się do jego twarzy.

- Chodźmy coś zjeść! - mówi, według mnie, zbyt radośnie.

Splatamy razem swoje dłonie i idziemy powolnie w stronę jego auta. Otwiera przede mną drzwi i wchodzę do środka bez żadnego podziękowania, a on przechodzi na swoją stronę i siada za kierownicą z lekkim zastanowieniem.

- Joey, czy coś cię martwi?

Nienawidzę kiedy ludzie mówią na mnie Joey.

- Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie nazywał mnie Joey? - warczę, a on mamrocze ciche przeprosiny.

- Ale poważnie, coś się stało? Wydajesz się taka nieobecna.

Mój ojciec mnie tak nazywał, kiedy zaczął się zmieniać. Ciągle mnie wołał i torturował tym właśnie zdrobnieniem. Przychodził codziennie do domu i krytykował mnie w kółko i kółko. Tego właśnie w nim nienawidzę.

Moi rodzice zawsze lubili dziewczynki z chłopięcymi imionami, dlatego nazwali mnie Josephine i teraz mogą wołać na mnie Joey lub Jo, a mojej siostrze dali na imię Samantha, więc mogą nazywać ją Sam.

Kocham swoje imię. Jest takie inne i nie poznałam jeszcze nikogo z tym imieniem. Podoba mi się idea oryginalności i unikalności. Nigdy nie zmieniłbym tego kim jestem i to jedyna rzecz, którą w sobie doceniam.

Rzecz, którą chciałabym zmienić, to oczywiście, to cholerne Prawo.

- Josie? - Liam nagle przerywa moje rozmyślenia.

- Tak, jest w porządku.

- Nie, nie jest. Kiedy coś cię dołuje, jesteś cicha i gubisz się w swoich myślach. Och, i nie jesteś taka wkurzająca - dodaje, próbując przerobić to w żart, ale nie uważam żeby to było śmieszne.

- Wszystko gra, Liam. Proszę odpuść i po prostu prowadź - opieram łokieć o drzwi auta i ukrywam twarz w swojej dłoni.

- Jak wolisz. Pogadamy o tym później - mówi, ruszając z podjazdu.

- Widziałam dziewczynkę wybraną przez dużo starszego od niej mężczyznę, więc próbowałam ją od niego zabrać - mamroczę byśmy nie musieli już wracać do tego tematu. Jestem pewna, że by nie odpuścił.

- Gdzie?

- W Rządzie.

- Dlaczego tam byłaś, Josephine? - pyta, na co wywracam oczami.

- Nie wiem, ale zobaczyłam to i próbowałam to powstrzymać, ale nie mogłam - wzdycham.

Spoglądam na Liama. Patrzy uważnie na drogę przed nami, wielokrotnie oblizując swoje usta. Kiedy wchodzi w zakręt, nagle jego wzrok spoczywa na mnie.

- Nie możesz stale tam chodzić, Jo.

- Jeśli nie ja to kto będzie? Kto spróbuje to zakończyć, Liam? Nikt - mówię bardziej do siebie.

- Nie wiesz tego - odpowiada, udając, że naprawdę są tu tacy ludzie.

Moje myśli powędrowały do Harrego. Powiedział, że zamierza ze mną dzisiaj porozmawiać i nie wiem jak oraz kiedy to się stanie. I czy to w ogóle się stanie.

 Wyglądał na takiego pewnego co do idei nas, współpracujących razem. Ja po prostu chcę wiedzieć, dlaczego on tak bardzo pragnie je zatrzymać. Musi mieć jakiś powód, każdy chłopak lubi to Prawo. Jest palantem jak wszyscy, tylko fakt, że naprawdę chce coś z tym zrobić. To mnie zastanawia.

Nie wiem co mam o nim myśleć. Zwłaszcza, że spędziłam z nim jedynie dwadzieścia minut. Może nie jest aż taki zły? Nie mam pojęcia, nie mogę go rozszyfrować.

- Wiem, że bycie kobietą musi być okropne, ale-

- Bycie kobietą nie jest okropne, Liam - przerywam mu, będąc nieco urażoną jego komentarzem. To nie nasza wina, że to Prawo powstało.

Mężczyźni nie są lepsi od kobiet.

- Miałem na myśli, że po prostu-

- Zatrzymaj samochód - znów mu przerywam, próbując brzmieć jak najbardziej przekonywająco.

- Nie, Joey. Mieliśmy zjeść razem śniadanie, pamiętasz?

- Zatrzymaj ten cholerny samochód! - krzyczę wystarczająco głośno, by Liam wcisnął hamulec, co powoduje, że oboje zostajemy pociągnięci do przodu.

- Josephine! - krzyczy za mną, kiedy otwieram drzwi, żeby wybiec z pojazdu.

Biegnę przed siebie. Na szczęście wiem, gdzie jestem i jak dotrzeć stąd do mojego domu, więc uciekam od Liama ile sił w nogach.

Nigdy jeszcze nie powiedział mi czegoś takiego. Nie powinnam być tak bardzo obrażona, ale jestem. Czuję się niezwykle znieważona i nieważna.

Nagle ktoś chwyta moje ramię, więc zatrzymuję się, by stanąć twarzą w twarz z Harrym.

Ma na sobie białą koszulkę i z tego co widzę, te same ciemne, podarte rurki. Jego włosy wciąż są ukryte pod czapką.

- Skąd ten pośpiech? - pyta, uwalniając mój nadgarstek z uścisku.

- Nie powinno mieć to dla ciebie znaczenia - rzucam, a on się uśmiecha.

Nie widziałam wcześniej jego uśmiechu. To jest pierwszy raz i od razu mogę zauważyć dołeczki, formujące się po obu stronach jego ust.

- Robimy się zadziorni, co? - mówi złośliwie i z jakiegoś powodu wydaje się być w lepszym nastroju niż wczoraj.

- Muszę iść - mówię obracając się, ale on idzie tuż obok.

- Idę z tobą.

- Dlaczego?

- Bo mieliśmy przedyskutować dziś parę spraw dotyczących Prawa, pamiętasz? - pyta, unosząc brwi.

- Co takiego sprawia, że myślisz, że chcę ci pomóc?

- Nie muszę zastanawiać się nad tym, czy mi pomożesz, bo i tak wiem, że to zrobisz - mówi, a ja szczerze nie mam pojęcia co mu na to odpowiedzieć.

Ponieważ ma rację.

Słyszę jego głęboki chichot, więc spoglądam na niego i pierwsze na co zwracam uwagę to jego usta, rozciągnięte w szerokim uśmiechu.

- Dlaczego się śmiejesz? - pytam.

- Nie wiem - odpowiada, na co marszczę brwi.

- Oczywiście, że wiesz - mówię, a on potrząsa głowa, zmniejszając swój uśmiech.

- Właściwie to nie.

Nie odpowiadam, tylko wywracam swoimi oczami, kontynuując spacer.

Otoczeni ciszą, podążamy Bóg wie gdzie. Nagle zatrzymuję się, zdając sobie sprawę, że nie chcę zabierać go do mojego domu.

- Gdzie idziemy?

- Ja tylko szedłem za tobą - mówi defensywnie.

- W takim razie nie idziemy do mojego domu

- Okej.

Wpatruję się w niego, poszerzając oczy i rozkładam ramiona na znak, aby sam coś zaproponował. - Więc, co robimy?

Harry oblizuje powoli swoje wargi i z tego co zauważyłam to nawyk towarzyszący mu przy rozmyślaniu. - Mam jedno miejsce.

Z powrotem rusza, a ja wywracam oczami, zanim podbiegam do przodu, by go dogonić.

- Gdzie?

- Zobaczysz, kiedy tam dotrzemy - mówi, nie patrząc na mnie.

- Dlaczego po prostu mi nie powiesz? - pytam.

- Dlaczego po prostu nie poczekasz, aż się tam znajdziemy? - odgryza, a ja przygryzam swoją dolną wargę.

- Jestem ciekawa i chcę wiedzieć teraz. Co jeśli zabierasz mnie do jakiejś uliczki, żeby mnie tam zabić czy coś?

- Musisz to rozgryźć - spogląda na mnie w dół z małym cieniem uśmiechu.

- Więc zamierzasz mnie zamordować?

- Istnieje takie prawdopodobieństwo.

Między nami znów zapada cisza. Wchodzimy do parku w moim sąsiedztwie i wtedy zdaję sobie sprawę, że zabiera mnie nad jezioro. Idziemy tak jeszcze chwilę, aż w końcu Harry siada na ławce i spogląda w stronę wody. Przechodzę na drugą stronę i siadam obok niego, zostawiając między nami spory odstęp.

- Więc, zgaduję, że teraz zamierzasz opowiedzieć mi swoją historię życiową - mówię.

Chłopak marszczy swoje brwi i patrzy na mnie zmieszany, w sumie jak zawsze. - Co?

- Oglądałeś kiedyś Forresta Gumpa?

- Jasne.

- Opowiadał każdemu swoją historię, siedząc na ławce. Siedzimy właśnie na takiej ławce, więc powinieneś mi opowiedzieć coś o sobie - próbuję przekonać go do opowiedzenia mi czegoś więcej na swój temat.

- Nie mam nic do powiedzenia.

- Oczywiście, że masz. Każdy coś ma.

- Nie jesteśmy tu przypadkiem, aby przedyskutować to jak zatrzymamy Prawo? - pyta lekko poirytowany.

- Chcę wiedzieć z kim mam "pracować" zanim zaczniemy cokolwiek planować.

Mówię prawdę. Nie mogłabym tak po prostu współpracować z nieznajomym. I mam na myśli naprawdę nieznajomym, o którym wiem tyle, że chce, aby zatrzymano to Prawo.

- Nie chcę ci nic mówić - mówi bez żadnych emocji.

- Chociaż powiedz mi jaki jest twój ulubiony film czy coś.

Siedzi, patrząc ne jezioro przed nami. Podążam za jego wzrokiem. Dzieci biegają dokoła zbiornika, bawiąc się i krzycząc. Mając tyle radości. Są jeszcze zbyt młodzi, by dotyczyło ich Prawo.

- Ojciec chrzestny - Harry odpowiada cicho.

- Daj spokój, to takie pospolite - wywracam oczami żartobliwie.

- No i? Lubię go - broni się, krzyżując przy tym ramiona.

- Nuda - kpię.

- W takim razie jaki jest twój ulubiony film?

- Przypadkowa dziewczyna - odpowiadam.

- Nie słyszałem o nim.

- Widzisz? Dlatego nie jestem nudną osobą. Lubię niepospolite rzeczy.

- Nazywasz mnie nudną osobą? Nie wydaję mi się, że lubienie jednego filmu, którego nie znam robi cię interesującą.

- Cokolwiek powiesz. W końcu ty jesteś facetem, zawsze masz rację, prawda?

Harry nie odpowiada, a ja czuję, że sytuacja między nami zaczyna robić się krępująca. Przez większą część czasu dobrze się dogadywaliśmy, a teraz nie wiem czemu jest nieprzyjemnie (dop. tł.: Może dlatego, że właśnie nazwałaś go nudną i pospolitą osobą...?).

- Może powinniśmy zacząć rozmawiać o zatrzymaniu tego gówna? - w końcu się odzywa.

 ❀❀❀

Dziękuję za prawie 600 wejść i każde miłe słowo!

11 komentarzy

  1. łoo fajoski rozdział !!!!!! świetnie piszesz i ta cała fabuła !!! ja bym nie potrafił wymyślić takiej dobrej historii !! - L. P.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okej wow, no nieźle
    Czekam na więcej aw

    OdpowiedzUsuń
  3. jasna dupa! To jest najlepsze - A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem już zakochana w tym ff! Miałam przeczytać tylko prolog i iść sie uczyć ale nie mogłam sie oderwać!
    To jest tak cholernie wciągające.
    Swietnie tłumaczysz i już nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału
    Mogłabyś mnie informować?
    @niallsabae

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo, takie komentarze serio dużo dla mnie znaczą i są strasznie kochane xx

      Usuń
  5. pośpiesz się!!! :'''( - N. H.

    OdpowiedzUsuń